Ichi Zabójca (2001)

Ichi the Killer_poster

Przemoc w filmach jeszcze w latach ’60 i ’70 stanowiła, obok seksu, temat tabu. Ten niewygodny element naszego życia nie istniał w tym czasie na ekranie, gdyż traktowano go jako coś wynaturzonego i niegodnego uwagi. Bezkompromisowe dzieła zyskały uznanie w oczach widzów dopiero po pewnym czasie – dystrybucja Mechanicznej Pomarańczy Kubricka była blokowana w kinie przez wiele lat w różnych krajach, gdyż ludzie nie byli w tym czasie przygotowani na tak wielki skok estetyczny.

Gdy we wczesnych latach 70 -tych Sam Peckinpah wyświetlał Nędzne psy czy Dajcie mi głowę Alfredo Garcii, zarówno krytyka oraz publiczność obrzydzone były staraniami reżysera by – jak to ujął – nadać filmowej przemocy większej realności, tak by widz nie czuł różnicy między fikcją, a rzeczywistością. W tym celu Krwawy Sam posuwał się do innowacyjnych wówczas chwytów, jak akcja w zwolnionym tempie o “wysokiej tonacji”, co jeszcze wzmacniało wrażenie emocjonalnej niewygody wśród publiczności.

Jednak Peckinpah w swoich filmach przemoc stosował głównie jako narzędzie. Narzędzie, które miało ludziom uzmysłowić, że: Dying is not fun and games. Movies make it look so detached. With The Wild Bunch people get involved whether they like it or not. They do not have the mild reactions to it. Co ciekawe, w podobnej tonacji wypowiada się jeden z głównych bohaterów filmu Ichi the Killer – Kakihara.

Przemoc i Japonia od zawsze budziły u miłośników dobrego spędzania wolnego czasu ciepłe wspomnienia, bo jak wiadomo, w tym rejonie świata sztuka zawsze pozostawała z tą tematyką w bliskim sąsiedztwie. Tu powstawały najlepsze horrory, gry video czy anime, niezrozumiałe dla większości Europejczyków, lub mangi, które zawsze charakteryzowały się szczególnym stylem i były dużą inspiracją dla wielu młodych ludzi.

Pod koniec lat ‘90 Hideo Yamamoto wypuścił na światło dzienne ultra-brutalną mangę pt. Ichi Zabójca, na co światek artystyczny nie okazał się obojętny. Za ekranizację tej ”bajki” wziął się sam Takashi Miike – spec od kina gangsterskiego, filmów o yakuzie. I mimo że nie zalicza się on do ścisłej czołówki reżyserów, może poszczycić się kilkoma znaczącymi produkcjami, które mogły przypaść do gustu szerszemu gronu odbiorców (np. Gozu, kultowa seria Dead or Alive czy Visitor Q). W jego dziełach przeważa element wulgarnej przemocy – tradycyjnej rozrywki plebsu.

Ale żeby należycie zrozumieć ten film (a przede wszystkim pobudki kierujące naszymi ”herosami”) wypada się zapoznać z pierwowzorem, który osobiście rzecz ujmując, zgniata twór Miike rozmachem, bezkompromisowością oraz głębią fabuły. Czytając mangę można doznać wręcz olśnienia z jak wielkim, wręcz epokowym dziełem w tej dziedzinie sztuki, który w żadnym wypadku nie jest gorszy od wybitnych filmów, czy dzieł literackich, mamy do czynienia.

Oto manga, niezbyt poważnie traktowana przez grono filmowców, podejmująca tematykę seksualności, umysłu człowieka w bardzo odważny, a nawet przyprawiający o mdłości sposób. To przekaz, na którym człowiek reaguje albo miłością, albo nienawiścią do twórcy, artyzm w najczystszej postaci. Takashi Miike wspominał w wywiadach o tym, że nie chciał zawieść fanów mangi i to mu się w pewien sposób udało. Reżyser przyjął przede wszystkim perspektywę Kakihary, jego sposobu na doznawanie ekstazy seksualnej.

Kakihara to czołowy masochista Yakuzy, który musi odzyskać 300 milionów jenów. Zaś tytułowy Ichi to wypłukany z emocji oraz racjonalnego myślenia człowiek, który działa pod wpływem najbardziej złowieszczej postaci w całym filmie – szkaradnego moralnie manipulanta Jijiego. Życie splata ich losy w najbardziej nieoczekiwanym momencie, ale to nie stanowi sedna historii. Ważniejsze jest to, jakimi popędami kieruje się dwóch głównych bohaterów. Obaj zadają ból, będac jednak na przeciwych biegunach motywacyjnych.

Kakihara rozkoszuje się nim, bo Ichi nie kontroluje swoich emocji. Jeden goni za bólem (fizycznym), a drugi ucieka od bólu (emocjonalnego). Jedyna rzecz, jaka ich łączy, to dewiacja seksualna, która nie jest aż tak bardzo eksponowana w obrazie Miike. Przemoc w filmie ma bardziej charakter katharsis, wyzwolenia od demonów przeszłości, lęków oraz pragnień. Masochizm i sadyzm głównych bohaterów filmu łączy szczególny rodzaj więzi… samounicestwienia.

Pośród kaskady krwi i odstręczających scen, rodem z najgorszych koszmarów (ale manga o tym samym tytule zjada film na śniadanie, więc piekielnie gorąco polecam), widz nie interpretuje całego zamieszania, tylko odbiera obraz – podobnie jak większość współczesnej publiki, pozbawionej krzty wrażliwości oraz artystycznej ciekawości – na poziomie fizjologicznym, co było zresztą zamiarem reżysera.

Ilość materiału, jaka była do przerobienia, nie dała się niestety w pełni zekranizować. Pierwszy z bohaterów, będąc gangsterem, szuka nadziei by w końcu ktoś go…zabił. Zaś drugi z nich, młody chłopak, ofiara znęcania fizycznego i psychicznego z czasów szkoły średniej, próbuje znalezć ujście dla negatywnych emocji w zabijaniu ludzi. Historia to iście groteskowa, ale nie należy się dziwić, gdyż powstała na podstawie mangi, która jest rzeczywistością samą w sobie.

Ekranizacja w żadnym wypadku nie spełnia wymagań  fabularnych stawianych przez Hideo Yamamoto, skupia się za to na tym, na czym Miike zna się najlepiej, czyli eksponowaniu dynamicznej akcji, która ozdobiona jest świetnym soundtrackiem. Pojawia się także kilka bardzo nieprzyjemnych dla oczu widza tortur (choć jest to zaledwie pierwiastek tego co mamy sposobność zobaczyć na papierze) oraz garść osobliwych postaci, które rzadko pojwiają się w kinie głównego nurtu. Całość podano zaś w mocno operowym tonie, co jeszcze bardziej pobudza wyobraźnię widza!

Michał Szeremeta

 

Oryginalny tytuł: Ichi The Killer
Produkcja: Japonia, 2001
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

5 komentarzy

  1. Od wieków w planach. Po tak fajnej recenzji, chyba przyśpieszę, bo mam teraz fazę na japońskie filmy ale animowane – Neon Genesis Evangelion właśnie katuję 😀

    Polubienie

  2. W filmach z Azji ( a zwłaszcza z Japonii) bardzo dużo mamy pierwotnej, niemalże zwierzęcej przemocy, ale tam kultura umówmy się jest o niebo ciekawsza niż w USA ;]

    Polubienie

  3. A ja miałem wrażenie, oglądając Ichiego – mimo że kawał czasu temu i wrażenia się zacierają – że przemoc jest w tym filmie groteskowa, szczególnie przez przerysowanie wspomnianej brutalności. A być może takie wrażenie wzięło się stąd, że równolegle z twórczością Miike Takashiego, chłonąłem również filmy Takeshi Kitano.
    Podsumowując, film na pewno z tych co wywala z butów. Podobnie jak „Dead Or Alive”, cz. 1.
    Wracając jeszcze do przemocy, to chyba największe wrażenie zrobiła na mnie scena tortur w innym filmie MT, tj. „Audition”. Film taki sobie, ale niektóre sceny, nie dla wrażliwców:)

    Polubienie

    1. Zdecydowanie masz racje, dla mnie ta przemoc tez byla groteskowo-komiksowa, choc dosadna. Ale ogladalem wieki temu i za bardzo jestem zawalony innymi pozycjami, zeby to teraz odswiezac.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.