Głowa do wycierania (1977)

eraserhead_original_poster_1977

Kocham cię, jesteś szaleńcem! – powiedział Mel Brooks Davidowi Lynchowi po seansie Głowy do wycierania, a był to moment, w którym artysta szukał pieniędzy na swój drugi pełnometrażowy film, Człowiek słoń. Lynch był oczywiście niepewny reakcji znanego hollywoodzkiego komika, którego gusta filmowe mogły się przecież rozmijać z jego wizją, choć efekt tego dzieła był taki, że zwalał z nóg nawet najbardziej zatwardziałych krytyków – Głowa do wycierania to przecież sztandarowy przykład tego, że w kinie czasem zwycięża czysta wyobraźnia!

Sam artysta nie wykazywał początkowo ciągotek do profesjonalnej reżyserii, bo studiował fotografię, czego genezy należy się doszukiwać w twórczości znanego malarza Francisa Bacona, którego figuratywne obrazy pozwoliły mu na przezwyciężenie ociężałości życiowej (przypisywanej mu przez żonę Peggy), podjęcie radykalnych działań, a przy okazji stały się długotrwałym źródłem inspiracji.

Zdeformowane, “wyjące z bólu” charaktery Lyncha, są absolutnie baconowskie, ale bliższe nocnym koszmarom niż zwyczajnym ludziom – mamy z nimi do czynienia także w Człowieku słoniu czy Zagubionej autostradzie. Lynchowski mariaż brutalności, okrucieństwa i bardzo tajemniczej atmosfery, zyskał w latach 70-tych liczne grono wielbicieli, a to okres, gdy w USA – w bardzo ograniczonym obiegu – zaczęły się pojawiać filmy z “gatunku” midnight movies, które charakteryzowały się bardzo eksperymentalnym podejściem. Były brudne, odrażające lub absolutnie dziwne.

Na sali kinowej zagościły tematy do tej pory niespotykane: transseksualizm, brzydota, fetyszyzm czy groteskowo-surrealistyczna przemoc. Obyczajowe kino w USA stało w tym punkcie na krawędzi, pomiędzy hipisami, a pokoleniem ludzi, którzy nie musieli się już zmagać z brzemieniem Wojny w Wietnamie. W dobie filmów otwarcie krytykujących amerykańską kulturę oraz styl życia klasy średniej, rozrywka w postaci acid westernów, kina eksploatacji czy wreszcie kina surrealistycznego, była czymś ciekawym dla spragnionych nowych wrażeń kinomanów i nie mogła ujść uwadze co odważniejszych dystrybutorów.

Lata 70-te to wszakże okres, w którym sukcesy kasowe świętowały takie filmy, jak Francuski łącznik, Brudny Harry czy Życzenie śmierci – obrazy odzwierciedlające otaczającą rzeczywistość, która w tamtym czasie nie była zbyt kolorowa. Chlebem codziennym były walki na tle rasowym, plaga heroiny, zwiększający się apetyt na kokainę, skrajne rozwarstwienie społeczne, skorumpowana policja i klasa polityczna. W kinie, które epatowało problemami dnia codziennego, nie było jednak dużo miejsca na surrealizm, filmowe eksperymenty i dziwactwa, a taki rodzaj filmów proponował ludziom właśnie David Lynch.

Architektura dzielnic, w których panowała bieda, alkoholizm i patologia społeczna, czyli tzw. ziemie spalone, były obiektem westchnień szalonego artysty. Trudno było jednak przypuszczać, że osadzone w takiej scenografii dzieło filmowe odniesie jakikolwiek sukces finansowy, choć zdaje się, że uśmiech satysfakcji u wytrawnych znawców filmów był dla młodego filmowca bardziej pożądanym celem od zbicia szybkiej fortuny.

David nie był jednak człowiekiem z kosmosu, jak ojciec zdeformowanego dziecka z Głowy do wycierania i umiał przekuć życiowe problemy w filmowe szaty. Po otępiającym szorcie Babcia, w którym ledwie zarysował to, co siedziało mu w głowie, jego pełnometrażowy debiut był dziełem kompletnym i dojrzałym, co w przypadku młodego wieku reżysera (26 lat!) jest zjawiskiem nader rzadko spotykanym wśród filmowców.

Sam proces realizacji tego kultowego w niektórych kręgach filmu świadczy o tym, z jakiej klasy twórcą mamy do czynienia. Młody reżyser, jak powiedział Alan Splet (człowiek odpowiedzialny za warstwę dzwiekową filmu), “był bardzo staranny, profesjonalny w tym co robił i miał jasną wizję tego co chce osiągnąć”. A tempo, w jakim film został kręcony, było faktycznie zabójcze, bo scena, w której Henry przychodzi do domu państwa X (rodziców swojej “wybranki losu”) kręcona była przez 3 dni.

W piątek popołudniu ściągnięty został brud, posadzono rośliny, zrobiono chodnik oraz fasadę budynku. Sobota była czasem na oświetlenie, w niedzielę sfilmowano scenę, a na końcu wszystko posprzątano – czas upływał o 7 rano w poniedziałek. Najwięcej zaangażowania oraz pomysłowości wymagała początkowa scena eksplozji planety. Lynch i odtwórca głównej roli, Jack Nance, rozważali pierwotnie zbudowanie katapulty i włożenie do niej ołowianych ciężarków, które miały być potem wysadzone w powietrze. Użycie materiałów wybuchowych zostało jednak ostatecznie odrzucone, bo zepsułoby efekt (za dużo dymu, a tego nie chciał twórca).

Metody pracy Lyncha przy Głowie to seria dziwactw. Użyte zostały: martwy kot, oko kaczki czy świńska krew. A wszystko po to, by dopieścić film w każdym calu. Kręcony przez 4 lata (!!), zarobił ostatecznie $7 mln w samych Stanach Zjednoczonych z marnym budżetem $20 tys. To musi zaś budzić szacunek, który jeszcze bardziej rośnie, gdy zrozumiemy ogrom pracy włożony w stworzenie tego niesamowitego uniwersum, składające się z wielu technicznych detali.

Początkowa sekwencja robi piorunujące wrażenie, bo z ust głównego bohatera wydobywa się… płód, niczym wielki gigantyczny tasiemiec, który będzie go męczył! Ta skaza na cnotliwym usposobieniu naszego bohatera piętnuje wszystkie jego niedociągnięcia w dość przerażający sposób, a nie jest on łaskawie traktowany przez życie. Przede wszystkim nie znamy jego przeszłości, obserwujemy zaledwie ułamek jego życia, który można podsumować jednym zdaniem: koszmar. To zwierzę zamknięte w zakładzie karnym,  gdzie wszelkie potrzeby sprowadzone są do jedzenia, spania i kopulowania.

Henry przechodzi z jednego pomieszczenia do drugiego, ale w gruncie rzeczy pozostaje cały czas ten sam – obcy, milczący, sztywno stojący goguś, chodem łudząco przypominający Charliego Chaplina, choć bez komicznego uroku ulicznego łamagi. Ślamazarność ruchów, powolność reakcji i teatralnie wręcz uniesione brwi przy dziwnych – być może nadprzyrodzonych – zjawiskach, to cechy charakteryzujące tę osobliwą postać. To zbity z tropu gówniarz, który nie dorósł do udźwignięcia dorosłego, odpowiedzialnego życia.

I mimo że młokosów chodzących z głową traktujemy zwykle z pobłażliwością, tutaj niesie on ze sobą antypatyczną aurę. Udaje dość nieudolnie człowieka sumiennego, pracowitego, życzliwego, przyzwoitego, ale pierwsza lepsza sytuacja pokazuje jego hipokryzję, przez co staje się jeszcze smutniejszym, niegodnym nawet politowania błaznem.

Jest sam, ale pozostaje także najbardziej samotny pośród wszystkich bohaterów tego niecodziennego świata. Bo mimo że każda postać została tu okaleczona przez los, mają one pewną wyraźną rolę czy cel, a Henry cały czas pozostaje na rozstaju dróg, między małżeństwem, a  seksowną sąsiądką, statecznym odpowiedzialnym życiem, a jałowym jojczeniem się z samym sobą, ziemią, a niebem.

Głowa to także film, który mówi o lęku przed nieznanym, przed kobietami czy nowym życiem, ale przede wszystkim przed ojcostwem. Henry zagubiony jest w świecie realnym, nie potrafi sobie poradzić z głębokimi pragnieniami i uczuciami, naładowanymi agresją, wynikającą z niemocy zdobycia szacunku innych czy lepszej pracy – podczas kolacji u przyszłych teściów Henry mówi jak dobroduszny człowiek, że “właściwie to na niczym się nie zna”. Nie może sobie także poradzić z własną energią seksualną (symbolizowaną przez pożądanie do dojrzałej sąsiadki).

W świecie realnym bohater wyzbył się wszelkich oznak człowieczeństwa i stał się potworem – produktem środowiska industralnego, w którym żyje. Pozbawioną wszelkich złudzeń jednostką o słabym kręgosłupie moralnym i niezbyt silnej woli, która potrafi stoczyć się na samo dno, choć beznadzieja to przymiotnik znacznie lepiej definiujący otoczenie, w którym częściej można usłyszeć złowrogie szczekanie psów, niż miłe, przyjemne piosenki z lat ubiegłych.

Niektóre elementy scenografii wskazują, że mamy do czynienia z “realnym” światem zakotwiczonym w kosmosie vide siano imitujące przekrój mrowiska, wielka skorupa łudząco podobna do Marsa, ogródek dziewczyny Henry’ego, kontrast postaci głównego bohatera i gigantycznych budowli. Przekrój mrowiska zdaje się przy tym bardzo znaczący w kontekście przesłania – budynki mieszkalne to niższa sfera egzystencji, a pnącza sięgające sufitu to droga do mitycznego Nieba, w którym everything is fine.

Wielopłaszczyznowość objawia się również w montażu, bo Lynch bardzo płynnie przechodzi ze sfery kosmicznej (bardzo intrygująca scenografia) do sfery ziemskiej, gdy tajemniczy człowiek (Książę Ciemności?) wypluwany jest jako płód. Ale należy powiedzieć więcej, bo w Głowie do wycierania mamy również do czynienia z podziałem na mikro–makro, o czym świadczą kapitalne zbliżenia na z pozoru prozaiczne rzeczy tj. niezaradne życiowo dziecko–mutant lub pulsujące wnętrze kurczaka, przypominające erupcję wulkanu.

Uniwersum filmu Lyncha jest także niezwykle bogate i zróżnicowane, a zwierzęta – w przeciwieństwie do znanego nam porządu rzeczy w realnym świecie – stoją najwyżej na drabince rozwoju. To zwierzęta nadają bowiem ton i kształt dzisiejszemu światu, w którym seks i przemoc są nieodłącznymi elementami codzienności i stanowią idealną – niemalże boską całość – w odrażającym, przerażającym, ale jednocześnie fascynującym wszechświecie. To dziecko o twarzy konia (choć upiornością i kształtem głowy bardziej przypominające drapieżnika z Obcego) nadaje klimatu domowi Henry’ego, a ssące szczeniaki wzmagają napięcie podczas jego rozmowy z matką dziewczyny.

Tak samo kluczowa jak zdjęcia jest w filmie akustyka. W jednej ze scen spacerowych wybrzmiewa muzyka łudząca przypominającą tę z teatrzyka kukiełkowego, w którym ważną rolę odgrywa błazenada, dziwactwo. To jednak milsza część ścieżki dzwiękowej, bo mamy tu również do czynienia z dosć nieprzyjemnymi, agresywnymi dźwiękami, znanymi z dzielnic przemysłowych, jak huczenie nadciągającego pociągu, fabryczne kucie żelaza, czy syczące powietrze z jakiejś komory.

Ponadto, mamy jednak sygnały, które są nieco bardziej zastanawiające, jak ssące cycka matki szczeniaki (!), łudząco przypominające atak szarańczy, czy syczenie powietrza z kaloryfera. Innym bardzo ciekawym dźwiękiem jest… spadający z dużej wysokości kaloryfer. I choć, jak mówią fachowcy od dźwięku, film został zrobiony metodami z lat 30-tych i 40-tych, w żaden sposób nie umniejsza to jego rangi, którą podwyższa efekt “braku ciężaru” uzyskany dzięki wzorowej pracy kamery. Ten film to ścisła czołówka amerykańskiego kina autorskiego i eksperymentalnego lat 70-tych!

Michał Szeremeta

 

Oryginalny tytuł: Eraserhead
Produkcja: USA, 1977
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 5/5

5 komentarzy

  1. Widzę, że nie dotrzymałeś słowa i jednak coś o Lynchu napisałeś, po tym jak cię dręczyłem przy „Miasteczku…”. Dla mnie lepiej bo lubię o nim po czytać.

    „Głowa do wycierania” to film zdumiewający, muszę się z tobą zgodzić, to jak został zrealizowany, w jakich warunkach (kręcono w salonie), przy jak ograniczonych środkach, a efekt jest naprawę niezwykły. Ten film udowadnia, że nic nie jest ważne jeśli ma się talent, wyobraźnie oraz to chyba najważniejsze niezwykłą determinacje. Paradoksem jest, że ten film można było by teraz taniej i łatwiej nakręcić, czy ktoś porywa się na taki wyczyn, nie! Nawet w Polsce dało byś się taki film nakręcić, nawet ja, czy ty, ale pewnie brak nam takiego talentu i wspomnianej determinacji. Lynch to miał! Choć może przesadzam, może między kolejnymi wpisami kręcisz w stodole lub w innym warsztacie niezwykłe dzieło, a może robi to jakiś inny szaleniec. Kto wie!

    „Henry przechodzi z jednego pomieszczenia do drugiego, ale w gruncie rzeczy pozostaje cały czas ten sam – obcy, milczący, sztywno stojący goguś, chodem łudząco przypominający Charliego Chaplina, choć bez komicznego uroku ulicznego łamagi.” – dla mnie ewidentnie nawiązuje Lynch do Bustera Keatona, który był na swój sposób naprawdę niezwykłym artystom, a jego film był po brzegi wypełnione dziwną makabrą i defetyzmem. Keaton dla swojego bohatera jest niezwykle okrutny, a jednocześnie tamten przyjmuje wszystko ze stoickim spokojem. Mały tramp to trochę inny charakter, bardzo cwany, zawszę dający sobie radę, mający wrodzony czar i urok. I co ważne Keaton prawie zawszę walczy z przedmiotami, które często chcą go zabić, czy zrujnować życie, a co nie jest odosobnione im się to udaje. A i ciekawostka na koniec Lynch w czasach studenckich przebierał się za Keatona, nosił jak on słomkowy kapelusz.

    Polubienie

  2. Eraserhead to przede wszystkim triumf sztuki bo jak zresztą zdążyłem wspomnieć w recce za ten film odpowiada sztab ludzie, nie sam Lynch. David nie jest chętny opowiadać jak stworzył mityczną postać dziecka, ale ja mu się nie dziwię bo takie rzeczy nie powinny wychodzić poza pewien krąg ludzi by budować legendę, a do takich na pewno trzeba zaliczyć ten film. Gdy patrzę na te dzisiejsze współczesne filmy nominowane do Oscara to sam się zapytuję – czy ja się zestarzałem czy to świat tak poszedł ”do przodu”? Lata 70 te to niestety ale ostatnia dekada gdzie nastąpił pewien zryw filmowców (m.in Waters, Lynch) kontrkulturowy bo teraz nawet wśród obiecujących niegdyś filmowców jak Nolan, Fincher czy Mann widzę niestety tendencję odtwórczego podejścia do sztuki filmowej. Nie wiem, ale ja oglądając w ciemno, powiedzmy ”Kwiat Granatu” wiem, że TEGO właśnie oczekuje od sztuki, ale to niestety wymaga odwagi i – co zastanawiające w kontekście dzisiejszych filmów – ambicji. Bez tego nie będziemy mieć nazwisk w kinie za 10 lat a do śmierci kina naprawdę niedaleko jeśli nie znajdą się wizjonerzy.

    Polubienie

  3. Nie przesadzał bym z tym sztabem ludzi, Lynch szukał pomocy u wielu starych filmowców, wśród nich się kręcił, oni bezpłatnie mu pomagali lub doradzali. Ale większość roboty zrobił sam, to duży kawał pracy, zwykłego potu.

    Polubienie

  4. Dla Alana Spleta to był praktycznie pierwszy film, wbrew pozorom to Lynch był tym bardziej doświadczonym. Zresztą obaj odpowiadali za dźwięk, a Lynch jeszcze za muzykę. Obaj szlifowali warsztat. Ten film to niemal rękodzieło. O niewielu filmach można tak napisać.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.