Podróż (1967)

 

Jeśli nigdy nie słyszałeś o The Trip Rogera Cormana, ale rozumiesz czym jest dwunastogodzinna jazda na kwasie, to propozycja w sam raz dla ciebie, która być może sprowokuje ten oczekiwany od dłuższego czasu flashback (tylko pozazdrościć).

Jeśli jednak stoisz po drugiej stronie barykady sądząc, że LSD to wstęp do dawania po kablach i środek wyłącznie dla degeneratów bez Boga w sercu, który wprowadza w życie duchowy chaos i każe ci skakać z dachu nabliższego bloku, nie zadawaj sobie trudu – to film zdecydowanie nie dla ciebie.

By w pełni rozkoszować się tym undergroundowym dziełem, musicie przynajmniej dobrze się uspawać. Nie zrozumcie mnie źle, ale ciężko oglądać film o tripie na kwasie w innym stanie świadomości. Zostaliście ostrzeżeni!

Jak głosi legenda, pewnego dnia Jack Nicholson pojawił się u Rogera Cormana z napisanym przez siebie scenariuszem, opowiadającym o doświadczeniu z LSD, które sam aktor miał już oczywiście za sobą (jak 50% przemysłu filmowego w 1967). Corman zaakceptował scenariusz sądząc, że można z tego zrobić naprawdę niezły film, ale chciał skrócić nieco całą opowieść, która była dość długa.

Na drodze stała tylko jedna przeszkoda – reżyser nie miał pojęcia czym był kwas! Jako że w tym czasie, w Los Angeles nie było jednak z załatwieniem LSD żadnego problemu, Corman pojechał razem z grupką przyjaciół na klify w Big Sur i połknął magiczną kostkę cukru, co przerodziło się w jedno z najwspanialszych przeżyć w jego życiu. To pozwoliło mu także wyprodukować The Trip z pozycji jednostki, która wie o czym mówi i sprawiło, że Corman nie był w stanie wprowadzić do filmu typowych dla klasycznego drugsploitation wątków śmiertelnej paranoi i potępienia.

Nie wszyscy jednak dobrze się bawili oglądając jego świeżo ukończone dzieło! Oryginalna wersja, trwająca 85 min. nigdy nie została sklasyfikowana przez MPAA z winy AIP, którego szefowie spanikowali po prywatnym pokazie i umieścili w nim jeden z najśmieszniejszych disklejmerów w historii kina… o naukowo-edukacyjnym przesłaniu obrazu.

Do tego dodano jeszcze absurdalne zakończenie zamrażając obraz głównego bohatera i krusząc go na kawałki, żeby zasugerować negatywny wpływ LSD. To rozwścieczyło Cormana, Nichosona, Fondę i Hoppera, ale nawet w tej wersji The Trip trafił w USA na półkę natychmiast po swojej premierze. Podobnie stało się w Wielkiej Brytanii, gdzie brytyjski instytut filmowy zbanował film aż do 2002!

W czym jednak widzieli zagrożenie cenzorzy? Film obywał się bez przemocy i bez seksu… opowiadał jedynie historię jednostki, która zarzuciła kwasa i wyruszyła w duchową podróż, jednocześnie dryfując po Los Angeles.

Niestety, obraz stał się w oczach cenzorów symbolem kontrkulturowej rebelii, hedonistycznym manifestem kultury narkotykowej, który miała potencjał do skorumpowania umysłów amerykańskiej młodzieży. Na skutek tych historycznych interwencji ze strony instytucji, które od zawsze wiedziały co jest dobre dla ludzi lepiej od nich samych, dopiero dzisiaj możemy rozkoszować się filmem, który przeżywa swoją drugą młodość na DVD.

Osobiście kocham The Trip. To piękny przykład surrealistycznego dzieła klasy B z wpływami europejskiego kina artystycznego a la Godard. Główny charakter, Paul Grove (grany przez Petera Fondę) jest reżyserem reklamówek, przeżywającym traumę rozwodu ze zdradzającą go żoną, który zachęcony przez przyjaciela (w tej roli Bruce Dern) zarzuca sporą dawkę LSD i wyrusza w podróż do wnętrza swojego umysłu.

To oczywiście stwarza Cormanowi pretekst do operowania na poziomie wizualnej abstrakcji i symbolizmu z tanimi efektami specjalnymi w stylu X – człowiek, który widział więcej (1963). W efekcie film staje się serią pięknych, halucynogennych sekwencji! Wszędzie wkrada się obowiązkowe prześwietlenie filmu (lens flare) – które nie wyszło z Absolwenta (1967) Mike’a Nicholsa, ale wprost ze stajni AIP – rozmywanie obrazu i inne rewelacje, a sama akcja toczy się na dwóch poziomach.

Warto przy tym wspomnieć, że Paul Grove nie traktuje swojego tripu rozrywkowo, ale jak prawdziwe lekarstwo duchowe. Przechodzi rozwód, nie podoba mu się kierunek, jaki obrała jego kariera zawodowa, a jednocześnie obserwuje, jak wokół „odpada” nowe pokolenie.

Dynamiczne ujęcia Sunset Strip, po którym dryfuje Paul w poszukiwaniu spokojnej przystani w swojej wycieczce, zostały wyreżyserowane przez Dennisa Hoppera (który w filmie gra także wyjebanego w kosmos heada – Maxa), a Fonda wciela się w swój charakter z prawdziwą charyzmą. Także Corman znajduje się tu w swojej najlepszej formie – pojechany, bezkompromisowy i totalnie oddany tematowi. To jeden z tych obrazów, gdzie reżyser kompletnie wyłamał się z szufladek.

Ale to nie wszystko, gdyż miłośnicy kwaśnego grania także otrzymują piękny prezent – soundtrack nagrany przez projekt Mike’a Bloomfielda, kultowe combo The Electric Flag (który został oryginalnie wydany przez Sidewalk Records). Album nagrano w ciągu dziesięciu dni i można go traktować jako arcydzieło amerykańskiej psychedelii! 18 urywających dupę kawałków miesza rock psychedeliczny, blues rock, free jazz, soul i bubblegum. To właśnie tutaj Bloomfield objawił się jako genialny kompozytor i aranżer ukazując także swój wielki gitarowy talent.

Muzyka zespołu prowadzi nas przez cały trip Paula, od pierwszego uderzenia kwasu, przez momenty paranoi, euforii, cyrkowe zakamarki, aż do zejścia. Aby dobrze oddać atmosferę szczytowania na kwasie, zespół użył całej linii dziwnych efektów studyjnych, a Paul Beaver zagrał na świeżo wyprodukowanym syntezatorze Mooga, którego brzmienie miało już wkrótce zdominować brzmienie rocka psychedelicznego.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: The Trip
Produkcja: USA, 1967
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5

== Obejrzyj cały film ==

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.