Kenneth Anger

Reżyser filmowy, homoseksualista, okultysta, skandalista. Znał wszystkich liczących się w show biznesie, wiedział o ich głęboko ukrytych tajemnicach, których nie bał się wyjawiać w swoich książkach. Dla Kennetha Angera nie było żadnych świętości, jest do dzisiaj jedną z najbardziej fascynujących postaci współczesnej kontrkultury.

Kenneth Anger nigdy nie kręcił pełnometrażowych filmów, wybierając krótkie, eksperymentalne formy, które przepełnione są magiczną symboliką i homoerotycznymi wątkami. W swoim czasie szokowały i zachwycały jednocześnie, ale zrozumiałe były jedynie dla nielicznych. Sam głęboko tkwiąc w undergroundzie, wywarł jednocześnie olbrzymi wpływ na popkulturę i na o wiele bardziej znanych od niego artystów, wyznaczając nowe kierunki sztuki filmowej. A przeżył tyle ciekawych rzeczy, że można by nimi obdzielić parę osób.

Kenneth Anger urodził się w 1927 roku (wg innych źródeł w 1930) w Hollywood. Od wczesnego dzieciństwa miał styczność ze światem Srebnego Ekranu. Jego babka była garderobianą przy niemych filmach, a on sam już wieku czterech lat zagrał w filmie Sen nocy letniej w reż. Maxa Reinhardta u boku takich gwiazd, jak James Cagney i Mickey Rooney. Kiedy ten ostatni złamał nogę na nartach, co opóźniło zdjęcia, włciekły szef studia Warner Bros Jack Warner najpierw zagroził, że go zabije, a później… połamał mu druga nogę.

Świadkiem takich właśnie wydarzeń był Anger – jak pokaże przyszłość, zapamiętał je wszystkie doskonale. Mały Kenneth miał wszelkie predyspozycje do bycia popularnym aktorem dziecięcym, uczęszczał do tej samej szkoły tańca, co Shirley Temple (najsłynniejsza mała gwiazda w historii Hollywood).

Już jako dziecko nastawiony był nie tylko na jasną, ale i ciemną stronę Fabryki Snów. W jednym z wywiadów bez ogródek opowiedział historię o tym, jak razem z babką odwiedził Walta Disneya: Walt Disney lubił małych chłopców. Był ukrytym pedofilem. Nigdy nie zdejmował im spodni, nie obciągał im czy coś podobnego. Ale oto co się wydarzyło. Posadził mnie na kolanie. Powoli poczułem w jego spodniach ośmiocalową erekcję. Na oczach mojej babci. Ona uważała go za nieszkodliwego ekscentryka, ale on był także na zimno kalkulującym potworem.

To nie aktorstwo okazało się jednak powołaniem Angera, a reżyseria. W wieku 17 lat znalazł w domu rodzinnym kamerę i w trakcie jednego weekendu nakręcił swój pierwszy film. Co to był za wybuchowy debiut! Fireworks to piętnastominutowa, oniryczna historia młodego chłopaka (reżyser sam wcielił się w tę rolę), którego gwałci grupa marynarzy (ponoć część wykorzystanych w filmie ujęć skradziono z biur Marynarki Wojennej).

W 1947 roku nie było jeszcze mowy o kinie gejowskim czy sadomasochistycznym, a na dodatek przedstawienie wojennych bohaterów z U.S. Navy jako gwałcicieli było szokiem dla widzów. Co ciekawe, jednym z pierwszych kupców filmu był dr Alfred Kinsey z Instytutu Badań Nad Seksem, Płcią i Reprodukcją, autor pierwszych, słynnych badań nad seksualnością Amerykanów (tzw. „Raportów Kinseya”).

Znajomość przekształciła się w przyjaźń i Anger wspominał, że pomagał badaczowi w zbieraniu materiałów filmowych i przekazywał wiele eksponatów (erotyczne listy, czasopisma, zdjęcia, książki) do archiwum Instytutu, a nawet sam był obiektem jego badań (Kinsey filmował go np. podczas masturbacji). Nawet dzisiaj na oficjalnej stronie internetowej Instytutu przeczytać można wiele tekstów o reżyserze.

Pomimo olbrzymich kontrowersji, jakie wzbudził jego debiut, krytyka padła przed nim na kolana. Fireworks porównywano nawet do Psa Andaluzyjskiego w reż. Luisa Bunuela czy Krwi poety w reż. Jeana Cocteau. Ten ostatni powiedział zresztą o filmie Angera, że: Pochodzi z tej pięknej nocy, z której wyłaniają się wszystkie prawdziwe dzieła.

Francuski reżyser zaprosił młodego Amerykanina do Paryża, gdzie szybko stał się ulubieńcem, a wręcz pieszczoszkiem artystycznej bohemy. Poznał wówczas m.in. Federica Felliniego i Johna Paula Getty’ego II (ten słynny filantrop i kolekcjoner książek aż do swojej śmierci w 2003 roku był kimś w rodzaju mecenasa reżysera).

Mimo takich znajomości Angerowi szybko skończyły się pieniądze, więc aby dorobić, postanowił napisać książkę. A na czym znał się lepiej, niż na przemyśle filmowym z Hollywood i jego kulisach?

Tak oto w 1959 roku światło dzienne ujrzała książka Hollywood Babylon, fascynujący zbiór (całkowicie zmyślonych) historii na temat najgłębiej skrywanych sekretów gwiazd złotej ery filmu. Seksualne perwersje, gwałty, narkotykowe nałogi, przemoc, choroby psychiczne, tajemnicze zgony – to tylko kilka z trupów w szafie, które Anger ośmielił się wystawić na światło dzienne.

Pisał np. o sadomasochizmie Rudolfa Valentino, upodobaniu Charliego Chaplina do nieletnich dziewcząt czy orgiach, które szokowałyby nawet w czasach antycznego Rzymu, czy… Babilonu właśnie. Hollywood Babylon stała się bestsellerem we Francji, ale z powodów natury prawnej w USA książka ukazała się dopiero w 1975 roku.

Jakże znamienny był fakt, że pierwszym francuskim wydawcą był Jean-Jacques Pauvert, który publikował dzieła Markiza de Sade. Każdy rozdział Hollywood Babylon poświęcony był innej postaci, obficie zapełniony często kontrowersyjnymi fotografiami oraz złośliwym poczuciem humoru Angera. New York Times nazwał tę książkę bombonierką pełną zatrutych czekoladek.

Potem nadeszły lata ’60, które były wyjątkowo owocną i twórczą dekadą dla Angera, szczególnie dzięki jego zainteresowaniem okultyzmem, a zwłaszcza magiją Aleistera Crowleya. Filozofia „Bestii 666” przeżywała wówczas renesans popularności, a okultyzm stał się szalenie modny.

fot. i prawa autorskie Mark BerryReżyser filmowy, homoseksualista, okultysta, skandalista. Znał wszystkich liczących się w show biznesie, wiedział o ich głęboko ukrytych tajemnicach, których nie bał się wyjawiać w swoich książkach. Dla Kennetha Angera nie było żadnych świętołci, jest do dzisiaj jedną z najbardziej fascynujących postaci współczesnej kontrkultury.

Fascynacja magią sprawiła, że zaprzyjaźnił się w tym czasie z zespołem The Rolling Stones stając się ich oficjalnym astrologiem. Jak twierdzi sam Anger, to włałnie on zainspirował zespół do napisania słynnego hitu, Sympathy For The Devil. Mick Jagger skomponował muzykę do jego filmu Invocation For My Demon Brother, a Keith Richards uważał go za rodzaj guru. Najsłynniejszym filmem Angera jest jednak Lucifer Rising, dzieło które powstawało w bólach przez ponad 10 lat.

Pomagało mu przy nim wielu sławnych znajomych (zagrała w nim np. piosenkarka i aktorka Marianne Faithfull (dziewczyna Micka Jaggera) i reżyser Donald Cammell – twórca filmu Performance, ale nad obrazem zdawała się ciążyć klątwa.

Anger popadł w konflikt z Bobbym BeauSoleilem, swoim ówczesnym sublokatorem, aktorem i gitzraystą psychedelicznej grupy Love, który miał powiązania z „Rodziną” Charlesa Mansona. Bobby miał skomponować ścieżkę dźwiękową do filmu, ale kiedy Anger odkrył, że trzyma w ich domu kilkadziesiąt kilogramów marihuany, bezceremonialnie wyrzucił go na bruk.

W odwecie BeauSoleil ukradł rolki z filmem i ukrył je gdzies na pustyni – nigdy ich nie odnaleziono. W tej sytuacji o skomponowanie muzyki reżyser poprosił znajomego miłośnika magii Aleistera Crowleya – nikogo innego jak samego Jimmy’ego Page’a z Led Zeppelin.

Szybko jednak obaj się pokłócili – Anger narzekał, że komponowanie zajęło 3 lata, a rezultatem było rozczarowujące 25 minut eksperymentów. Zdaniem reżysera na przeszkodzie stanął romans z „Białą Damą”, co było aluzją do nadużywania narkotyków przez gitarzystę. Ostatecznie muzykę napisał BeauSoleil w 1981 roku, ale uczynił to z więzienia, gdzie odsiaduje dożywocie za morderstwo.

Znajomość z Angerem nie skończyła się również dobrze dla pewnego egipskiego urzędnika z Departamentu Starożytności. Obaj panowie należeli do magicznego zakonu O.T.O. (Ordo Templi Orientis), kultywującego magiję Aleistera Crowleya.

Dzięki tej znajomosci Anger dostał pozwolenie na kręcenie Lucifer Rising w antycznych lokacjach: przy Sfinksie, piramidach czy świątyni w Karnaku (żadne studio hollywoodzkie nie otrzymało takiej zgody). Jak sam reżyser wspomina, nie wie co później się stało z jego egipskim znajomym, bo przepadł bez wieści, najprawdopodobniej został rozstrzelany.

Temperament reżysera jest legendarny. Wiele zresztą mówi o nim fakt, że zmienił swoje nazwisko z Anglemeyer na Anger (czyli po angielsku gniew). Jego konfliktowa natura sprawiała, że nawet z najbliższymi przyjaciółmi czasem kłócił się paskudnie, nie uznając żadnych kompromisów.

Denerwowanie maga nie należy zaś do najbezpieczniejszych rzeczy – reżyser po prostu rzucał klątwy na tych, którzy nadepnęli mu na odcisk. Bobby’ego Beausoleila przeklął w następujący sposób: uwięził żabę, która miała przedstawiać właśnie Bobby’ego, wrzucając ją do studni.

Wkrótce potem wróg Angera trafił do więzienia. Na Jimmy’ego Page’a i jego dziewczynę rzucił klątwę Midasa (czego się dotknął, zmieniało się w złoto), aby ukarać go za chciwość i skąpstwo: Mieli tylu służących, a nigdy nie zaproponowali mi kubka herbaty czy kanapki! Klątwa została także rzucona na Billa Landisa, autora nieprzychylnej biografii, w której reżysera potraktował z takim samym taktem, z jakim on sam opisywał życie gwiazd w Hollywood Babylon.

Chociaż sam Anger bez skrupułów opowiada o najbardziej nawet kompromitujących szczegółach z życia innych, sam ma wręcz obsesję na punkcie własnej prywatności. Znane jest również negatywne nastawienie Angera do czarnoskórych i Latynosów. Można to przypisać temu, że w latach ’80, kiedy jeszcze mieszkał w Nowym Jorku, trzykrotnie padł ofiarą młodocianych gangów. Po ostatnim takim napadzie Anger ocknął się w szpitalu

Stąd wynikło też zainteresowanie Angera pomysłem pewnego ekscentrycznego kompozytora. David Woodard z San Francisco, bo o nim mowa, zapragnął przywrócić świetnołć paragwajskiej kolonii o nazwie Nueva Germania. Była to osada, którą stworzyli w XIX wieku osadnicy z Niemiec, marzący o utopijnej społeczności aryjskich rodzin – pomysłodawczynią projektu była zresztą siostra filozofa, Friedricha Nietzschego.

Eksperyment skończył się niepowodzeniem, a obecnie żyjący potomkowie pionierów wymieszali się z rdzenną ludnością i obecnie stanowią najuboższą częłć jednego z najbiedniejszych społeczeństw Ameryki Południowej.

Trudno przecenić wpływ, jaki Kenneth Anger miał i nadal ma na współczesne kino, kulturę popularną i niezależną. To on był pionierem wykorzystywania popowych podkładów dźwiękowych w filmie eksperymentalnym. Po raz pierwszy potraktował w ten sposób film Skorpion powstaje dodając znany hit rockabilly Devil in Disguise.

W podobny sposób pracować będzie z muzyką wielu innych reżyserów, w tym Quentin Tarantino i Martin Scorsese, który określił Angera mianem wyjątkowego twórcy filmowego, artysty o nadzwyczajnej wyobraźni. Jego praca z dźwiękiem, korzystanie z krótkich ujęć i dynamicznego montażu zainspirowała świat filmów reklamowych i teledysków muzycznych. Do fascynacji jego dziełami przyznają się tacy awangardowi reżyserzy, jak John Waters (Lakier do włosów, W czym mamy problem), Paul Morrissey (Ciało Dla Frankensteina) czy Vincent Gallo.

Ten ostatni – znajomy Angera – przejął też od niego kolejny zwyczaj. Po tym, jak znany krytyk Roger Ebert niemiłosiernie zmieszał z błotem jego film Brown Bunny, Gallo oznajmił w wywiadzie dla New York Post, że rzucił na niego klątwę. Jej rezultatem miał być rak jelita grubego, a w odprawieniu uroku miał mu pomóc sam Anger.

Dodać tutaj trzeba, że Ebert faktycznie zachorował na raka, co prawda nie złośliwego i nie jelita, ale zawsze… obecnie Anger żyje skromnie, niewiele słychać o jego nowych projektach filmowych. Jest bardzo staromodny: ubolewa nad końcem ery celuloidu i dominacją kamer cyfrowych.

Sztuka współczesna jest dla niego całkowicie wypalona, wyzuta z pomysłów. Co prawda docenia zalety internetu, ale uważa, że jest to sieć pająka, w której ludzie łatwo mogą zmienić się w elektroniczne muchy. Męczy go fakt, że nie ma już na świecie miejsc, które nie zostałyby zbrukane cywilizacją.

Uważa też, że największym problemem, przed jakim stoi człowiek współczesny, to brak koncentracji. Otacza nas zbyt duża ilość informacji, które rozpraszają naszą uwagę, robimy zbyt wiele niepotrzebnych rzeczy naraz. Skupienie uwagi na jednym celu jest kluczem do jego zrealizowania. Ta sama zasada obowiązuje zarówno w magiji (Crowley mówił o koncentracji na jednej gwieździe na nieboskłonie), jak i sztuce. Dla Angera zaś każdy twórczy artysta jest magiem.

Patryk Balawender

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.