Kierowca (1978)

the_Driver_1978_poster

Zapytany kiedyś o wpływ Samuraja Melville’a na Kierowcę Walter Hill powiedział, iż kluczowy wątek romantycznego przestępcy pojawił się tak naprawdę po raz pierwszy w Pistolecie do wynajęcia – arcydziele amerykańskiego kina noir.

Czy film Melville’a widział on i cenił pozostaje więc sprawą otwartą, chociaż wielu krytyków traktuje Kierowcę jako obraz silnie nim zainspirowany. Nie da się jednak ukryć, że obydwa dzieła mają podobny ton, dynamikę bohaterów oraz tematykę: samotność i ryzyko, a także dziwne gry, w które grają ze sobą policjanci i złodzieje.

Punkt wyjścia dla Hilla jest dokładnie ten sam, co dla Melville’a. Anonimowy autsajder zakotwiczony w półświatku, w którym traktowany jest niemal jak półbóg, natyka się na przedstawiciela prawa, którego ambicją staje się jego schwytanie.

Jego ludzkie cechy podkreślane są bardziej przez gesty i emocjonalne parabole tj. country sączące się z małego radyjka (muzyka, która opowiada bolesne historie). Żaden z bohaterów filmu nie ma przy tym imienia. Znamy jedynie ich role: Kierowca, Detektyw, Graczka czy Kontakt. Anonimowość pomaga podkreślić artyście ich tragizm i tajemniczość.

Kierowca jest jednak istotą z krwi i kości, bo pracuje za pieniądze i to wcale niemałe. Ale gdy przed oczami przesuwają nam się sceny z jego życia, prowadzonego w obskurnych kwadratach i tanich motelach, zacznamy instynktownie rozumieć, że to nie siano jest dla Kierowcy głównym celem.

A gdy kasa znika z oczu pojawia się automatycznie prawdziwy wątek filmu – brak celu, brak marzeń, rozczarowanie przeszłością, życie z dnia na dzień. Ten sam nihilizm, który wcześniej zamanifestowany został w kontrkulturowych klasykach kina samochodowego: Two-Lane Blacktop czy Znikający punkt.

Kierowca to jednak bardziej kino gatunkowe niż autorskie, w którym sporo miejsca zajmują pościgi samochodowe i okazyjne strzelaniny. Ale mimo że reżyser nie miał ambicji nakręcenia manifestu, w wybranych przez siebie ramach – w ten sam sposób co Peckinpah, u którego uczył się fachu – zdołał pokazać rozpad współczesnego społeczeństwa, gdyż to wątki „egzystencjalne” wychodzą tu na plan pierwszy. Akcja zdaje się jedynie pretekstem do odmalowania kilku nieprzeciętnych bohaterów, z których każdy reprezentuje inny koniec społeczno-psychologicznego spektrum.

Kierowca jest dziwakiem, który utrzymuje kontakt ze światem zewnętrznym głównie przez kobiety. Graczka, fantastycznie zagrana przez Isabelle Adjani (późniejszą gwiazdę Opętania Żuławskiego), zapewnia mu konieczne alibi, a Kontakt szybką wymianę pieniędzy zrabowanych z banku.

Gra Ryana O’Neala (wcześniej obsadzonego w rewelacyjnym Papierowym księżycu Petera Bogdanovicha) upewnia nas przy tym, że coś z naszym autsajderem faktycznie jest nie tak. Charakter wymawia w całym filmie dokładnie 350 słów, a jego emocje łatwo wyrywają się spod kontroli – został więc wcześniej skrzywdzony lub oszukany, ale tu reżyser daje nam tak naprawdę wolną rękę.

Na postaci Kierowcy sprawa się jednak nie kończy, gdyż film nie byłby nigdy tym czym jest bez udziału legendarnego Bruce’a Derna (Dzikie anioły, Król Marvin Gardens), który również zagrał swoją rolę z wielkim wyczuciem. W kreacji Detektywa zdołał on zmieścić zarówno arogancję, głupkowatość, jak też szczurzą inteligencję.

Metody policjanta są odzwierciedleniem braku jakichkolwiek ideałów czy moralności. Widzimy je tylko w kontekście gry, która napełnia go tymczasowym samozadowoleniem. Ale Kierowca jest godnym przeciwnikiem i nawet zapędzony w kozi róg będzie się bronił jak zraniony wilk.

Tu pojawia się zaś kolejny, ważny uwagi element tego kultowego dzieła. Hill pokazuje, że bycie na świeczniku ma swoją cenę, ale odkrywa również znaczenie parodii losu i względności takich pojęć jak szczęście czy nieszczęście. Być może Kierowca lubi żyć w mroku, który nie do końca daje się ujarzmić, ale dostaje za to od czasu do czasu drugą szansę.

Zakończenie nie oferuje nam żadnego rozwiązania, ale jest bardzo typowym dla kina lat ’70 chwytem. Bohaterowie swoimi działaniami nie zyskują absolutnie nic. Kowboj-przestępca nie daje się schwytać, a szeryf jest zmuszony do szukania kolejnej ofiary, co jeszcze bardziej podkreśla upadek znaczenia modernistycznych instytucji.

Ten wielki klasyk w swoim czasie zaliczył absolutną klapę finansową w Stanach Zjednoczonych i został doceniony dopiero przez publiczność europejską. W ostatnich kilku latach da się również zauważyć renesans jego popularności na skutek sukcesu Drive, który garściami zaczerpnął ze wspomnianej, mrocznej charakterologii i atmosfery upadku, choć przystosował ją wizualnie do wymagań współczesnej, blockbusterowej publiczności.

Warto przy tym wspomnieć, że oryginalny film liczy 88 minut, ale Hill chciał go przedłużyć aż do 120. Ta druga wersja została publicznie wyświetlona tylko raz i jest obecnie nieosiągalna. Pozycja obowiązkowa!

Conradino Beb

Oryginalny tytuł: The Driver
Produkcja: USA, 1978
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4,5/5

2 komentarze

  1. Identyczny bohater pojawia się już w debiucie Hilla – ,, Hard Times” z 75. Grany przez Bronsona bokser amator to człowiek-enigma, nieprzenikniony , wyprany z emocji, lakoniczny, że bardziej nie można, w swym fachu niepokonany ( rzecz dzieje się w latach Wielkiego Kryzysu, Bronson jest mistrzem ulicznych walk na gołe pięsci, jego managera zagrał James Coburn ), mimo, iż świetnie prosperują, na kasie zupełnie mu nie zależy – ani na moment się nie odsłania, do końca nie wiemy o nim nic : w finale odchodzi do nikąd, skąd na początku przybył.
    Takim lodowatym perfekcjonistą jest też szeryf Jack Benteen ( Nick Nolte ) z ,,Extreme Prejudice”87 – maszyna do zabijania i nemezis wszelakiego bandziorstwa, na pograniczu Tex Mex, gdzie Dziki Zachód nigdy się nie skończył. Jego kobieta , Sarita (Maria Conchita Alonso ) to meksykańska, knajpiana ,,mariachita”.
    Pewnego wieczoru Jack wchodzi do tejże knajpy na banię. Wykonująca właśnie swój program Sarita wie już, że tego dnia stracił w strzelaninie swego wieloletniego partnera i przyjaciela, wie też, że jak zawsze, wszelkie miotające nim uczucia stłumi idealnie pod maską twardziela. Wykonując te swoje rozdzierające meksykańskie songi, sprawia wrażenie, jakby chciała wziąc na siebie cale wyrzucenie jego emocji na zewnątrz ;
    ona eksterioryzuje jego ból. Sam Peckinpah by tego lepiej nie wymyślił.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.